Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dromik z miasteczka Czechowice-Dziedzice. Mam przejechane 1023.46 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.61 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

RowerowePodbeskidzie.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dromik.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2012

Dystans całkowity:372.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:17:21
Średnia prędkość:21.44 km/h
Maksymalna prędkość:66.53 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:24.80 km i 1h 09m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
7.98 km 0.00 km teren
00:20 h 23.94 km/h:
Maks. pr.:41.91 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Przegląd roweru

Środa, 28 marca 2012 · dodano: 28.03.2012 | Komentarze 0

Pierwszy gwarancyjny przegląd roweru, wjechałem na niego dosyć szybko, bo suport zaczął niepokojąco stukać. Niestety był już późno więc udało się tylko wykonać najprostsze regulację, a napęd musi poczekać do przyszłego tygodnia. Przy okazji zainteresowałem się zwiększeniem kasety na troszkę większą.

CAD avg 97




Dane wyjazdu:
66.75 km 0.00 km teren
03:27 h 19.35 km/h:
Maks. pr.:66.53 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Góra Żar

Wtorek, 27 marca 2012 · dodano: 28.03.2012 | Komentarze 0

Pierwsza wyprawa z jakimś wprawionym kolarzem, która utwierdziła mnie w tym, że czeka mnie jeszcze bardzo dużo treningów zanim będę jeździć jakimś przyzwoitym tempem w każdym terenie. Pierwsze kilometry po w miarę płaskich drogach były OK i trzymałem się za kołem. Gdy wyjechaliśmy z Bielska zaczęło się robić ciężko, rozpoczyna się pierwsza góra. Po jakimś czasie pierwsza przerwa, szybki odpoczynek i jazda dalej. Gdzieś na 2/3 wysokości kolejny bardzo krótki stop, po chwili znowu i potem już do końca na szczyt. W końcu upragniony zjazd. Było kręto szybko i bardzo przyjemnie. Ponownie płasko i jeszcze udawało mi się trzymać tempo. Rozpoczyna się wspinaczka na Żar. Pierwszy kilometr wspinam się bez najmniejszego problemu, po tym zaczynałem czuć, że mam już troszkę górki w nogach więc na bardziej stromych odcinkach spacerek, był on krótki, ale zawsze był. Dalej do góry. W międzyczasie kolega był już sporo przede mną. Po chwili widzę jak już zjeżdża. Zapada decyzja, że wspinaczka skończona. Więc obrót roweru o 180 stopni i rozkoszowanie się kolejnym zjazdem, tym razem droga szersza, wszystkie zakręty bardzo widoczne, a asfalt gładki. Po chwili spotkaliśmy kolegę z którym byliśmy umówieni. Moje tempo zaczęło już dosyć mocno spadać chociaż jeszcze bardzo nie odstawałem. Przerwa regeneracyjna, zaopatrzyliśmy się w izotoniki i po chwili podjazd. Tutaj nogi odmówiły współpracy i większość było spaceru, a nie jazdy. Po długim czasie dotoczyłem się na szczyt, lecz byłem tak wykończony, że nie byłem stanie za bardzo pedałować jadąc ze sporej góry. Jeszcze chwila po płaskim, rozpoczyna się miasto i koniec wyjazdu, po paru skrzyżowaniach rozłączyliśmy się i każdy pojechał w swoją stronę. Wydawało się, że mam tylko 10 km i upragniony dom, lecz ponownie stało się to co parę wyjazdów temu. Na jednych ze świateł skurcz chwicił tak mocny, że nie byłem w stanie zejść z roweru. Chwila przerwy jakieś nieudolne rozciągania i masaże, ale nic to nie pomagało, zaraz po tym jak wsiadałem na rower, ciągnęło nie miłosiernie. Zostało mi dosłownie parę kilometrów do domu, ale nie byłem w stanie jechać dalej. Zapada decyzja, że dzwonię po kogoś z samochodem, żeby mnie zgarnął. Na szczęście kilometr dalej była moja mam robiąca zakupy w Tesco. Znalazłem się pod sklepem, trochę posiedziałem i jakoś byłe w stanie funkcjonować. Przy okazji skoczyłem do środka zakupić uchwyty na bidon 2,80zł/sztuka. Chciałem je dostać bardziej z ciekawości, bo wątpiłem w ich jakość, ale o dziwo nie wyglądają jakoś tragicznie, jeszcze się nie przekonałem jak spełniają swoją funkcję. Na koniec wrzucam rower do samochodu i już prosto do domu.

CAD avg 77




Dane wyjazdu:
19.25 km 0.00 km teren
00:50 h 23.10 km/h:
Maks. pr.:45.68 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Rekreacyjno-fotograficznie

Poniedziałek, 26 marca 2012 · dodano: 26.03.2012 | Komentarze 0

Pewna osoba prosiła mnie, żebym zrobił jej parę zdjęć z mojej codziennej trasy, pomyślałem czemu nie i siadłem na rower. Przejazd był bardzo powolny i z wieloma przerwami co poskutkowało bardzo niską średnią. Najgorsze z tego wszystkiego jest, że na dobrą sprawę nie było nic z jazdy i zdjęć. Zdjęcia byłem zmuszony wykonywać swoim super-duper-master-plaster wspaniałym telefonem i nic nie wychodziło, ale trudno nic się na to nie poradzi.
Za to jutrzejszy dzień zapowiada się dosyć ciekawię, bo w końcu udało mi się znaleźć kogoś do jazdy. Pewnie będę odstawał jak cholera, ale bardzo się tym nie zrażam, bo przynajmniej da mi to jakąś motywację, żeby wziąć się za siebie.

CAD avg 82




Dane wyjazdu:
21.43 km 0.00 km teren
00:52 h 24.73 km/h:
Maks. pr.:43.92 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Do znudzenia zapora

Niedziela, 25 marca 2012 · dodano: 25.03.2012 | Komentarze 0

Jak prawie za każdym razem zapora standardowo samemu. Tym razem miało być spokojnie i tak było, ale sam wyjazd dał mi trochę do myślenia. Zauważyłem, że moja forma rośnie z dnia na dzień, pokonuję swoją nieszczęsna pętle z coraz mniejszym wysiłkiem i to, co jeszcze nie dawno było mocnym tempem teraz jest sielanką. Mam nadzieję, że do końca miesiąca złapię już jakąś przyzwoitą formę i sukcesywnie będę się zbliżał do średnie 30km/h na codziennej trasie.

P.S.
Szukam kogoś do wspólnej jazdy oczywiście na dłuższych trasach niż, aktualnie pokazuję mój bikelog.

CAD avg 84




Dane wyjazdu:
7.10 km 0.00 km teren
00:16 h 26.62 km/h:
Maks. pr.:39.38 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Szkoła jeszcze raz

Sobota, 24 marca 2012 · dodano: 25.03.2012 | Komentarze 0

Ponownie wyprawa do szkoły, bez szaleństw, ruch na ulicach dosyć duży.

CAD avg 87




Dane wyjazdu:
21.72 km 0.00 km teren
00:49 h 26.60 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Monotonna samotność

Piątek, 23 marca 2012 · dodano: 23.03.2012 | Komentarze 0

Ponownie zapora, tempo troszkę żwawsze niż zwykle, bez żadnych przygód, niespodzianek. Jedyne co mnie poirytowało to niechęć do pozdrawiania się. Pierwszy raz zdarzyło mi się, że nikt nie odpowiedział cześć lub odmachał, a spotkałem wyjątkowo dużo aktywnych rowerzystów.
Odnośnie trasy to oderwaniem od nudy był parokilometrowy przejazd za koparką co zaskutkowało znacznym zwolnieniem, na szczęście dosyć szybko udało mi się wyprzedzić ów pojazd. Reszta jazdy przebiegła bardzo standardowo.

CAD avg 87




Dane wyjazdu:
100.79 km 0.00 km teren
05:26 h 18.55 km/h:
Maks. pr.:60.91 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Jednorazowa setka

Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 18.03.2012 | Komentarze 1

Pierwsza tego sezonu 100km wyprawa celem był Cieszyn, a dokładnie braterska przysługa. Paręnaście dni temu brat poprosił mnie, żebym wskoczył w pociąg i przewiózł mu parę rzeczy. Sprawdzam rozkład i troszkę się rozczarowałem częstotliwością kursów. Chwila zastanowienia i telefon z odpowiedzią, że dzisiaj nici z przyjazdu, ale jak się zrobi pogoda to wskakuje na rower i jadę. Jak pomyślałem tak się stało. Na początku nie byłem pewien czy podjąłem dobrą decyzję, bo nie przekroczyłem jeszcze w tym sezonie 30km i zawsze byłem po tym zmęczony (planowana długość trasy do Cieszyna to ok 75km).
No nic najwyżej będę się toczyć cały dzień 10km/h. Przy okazji zmalałem sobie kompana do podróży.

DZIEŃ WYPRAWY
Czas się przygotować do wyprawy więc pierwsze co zrobiłem to zjadłem pożywne śniadanie. Następnie zrobiłem przejażdżkę po mieście. Dalej szybka wyprawa do sklepu po wodę, jakiegoś izotonika i coś czekoladowego. Spoglądam na zegarek "O cholera jak późno!". Szybko wskakuje po ciuch i jazda po kolegę, z trudnością zapakowaliśmy wszystko do sakwy i w drogę. Słoneczko świeciło, na początek tempo ok. 30km/h, pierwszy bardzo delikatny, ale dosyć długi zjazd i top speed na rowerze 52,4km/h. Po paru kilometrach spoglądamy na mapę i toczymy się dalej, troszkę wolniejszym tempem, żeby się nie wypalić. Droga mija dosyć szybko i bez większych problemów. Co jakiś czas krótki podjazd i zjazd. Wjeżdżamy do Skoczowa przemykamy przez centrum, a tu nagle naszym oczom ukazuję się wielki i stromy podjazd który z naszej perspektywy wygląda jak pionowa ściana. Myślę sobie "Pewnie podjedziemy i potem to już się nie powtórzy". Na samym szczycie pojawia się podobny pejzaż, a za 4 razem uświadomiłem sobie, że przecież wybrałem się w regularne góry. Podjazdy były konkretne chociaż każdy udało mi się zdobyć. Na szczęście po każdym wjeździe jest zjazd gdzie można było bez najmniejszego wysiłku przekroczyć 55km/h. Jednak jedna górna była bardzo wyczerpująca, wydawało się, że nie ma końca. W nagrodę za wytrwałość otrzymałem po tym opad na którym mogłem w spokojny i bezpieczny sposób mykać z zacną prędkością. Osiągnąłem na nim 60,91km/h przy 112 obrotach na dużej tarczy i 7 zębatce tyłu (przepraszam na tak lakoniczne parametry, ale nie znam dokładnych przełożeń kasety) prędkość mogła być jeszcze większa, ale rozsądek i fałdy które zaczęły się pojawiać od połowy drogi wymusiły na mnie zwolnienie. Cała seria podjazdów trwała od Skoczowa do Cieszyna, ani 1km po płaskim. W końcu dotoczyliśmy się do celu z bardzo przyzwoitym czasem, przynajmniej jak na moje możliwości, mianowicie niecałe 2h. Krótki odpoczynek u brata i wypad na rynek w Cieszynie po obu stronach granicy. Pokręciliśmy się tam jakiś czas (jak się potem okazało za długo) i ruszyliśmy w drogę powrotną. Przed nami ponownie seria podjazdów, niestety tym razem niektóre kawałki na piechotę. Gdzieś po 10km usiedliśmy na przystanku przywdzialiśmy się w cieplejsze ubrania i ujrzeliśmy bardzo niepokojącą rzecz, słońce znajdujące się bardzo nisko, a ja jestem bez lampki. Zanim dojechaliśmy do Skoczowa było już prawie ciemno. Gdy wjechaliśmy na "wioski" noc całkowita więc Krzysiek wpina czerwone światło na tył, wyciąga przód, a tu niespodzianka, nie świeci. Okazało się, że lampka jest ze starymi bateriami. Zmartwił mnie fakt 40km przeprawy absolutnie bez światła. Początkowo ratowały nas latarnie, ale potem była wąska droga pomiędzy polami niewyposażona w jakiekolwiek źródło fali świetlnych. Rozpoczęła się dosyć niebezpieczna część wycieczki. Droga była praktycznie nie widoczna, tak samo jak my oraz dziury. Na szczęście miałem dużo odblasków na ubraniach. Wypatrywaliśmy każdy samochód i staraliśmy się dawać znak, że jesteśmy na drodze. Na wysokości Landku było najgorzej. Gęste drzewa bardzo blisko drogi, zero gwiazd i spory ruch samochodów. Zwolniliśmy do ok. 15km/h i staraliśmy się jak najszybciej dotrzeć do domu. Część przejechaliśmy, a bardziej niebezpieczne miejsca przeszliśmy. Kawałem przed domem zaczęliśmy tracić chęć do jazdy? jeżeli w ogóle można to tak nazwać. Każda latarnia była "światełkiem nadziei" i motywacją do dalszej jazdy. W końcu dojazd do cywilizacji rzędy latarni i powróciło początkowe tempo jazdy. Jestem pod domem spoglądam na licznik, a tu ok. 92km, no cóż wypadało by się zebrać w sobie i dokręcić do 3 cyfrowego wyniku. Dzwonie po kolegę z którym pożegnałem się dosłownie parę sekund temu, żeby na mnie poczekał i odprowadzę go do domu. Po krótkiej jeździe przybyło tylko parę kilometrów. No nic jadę dalej, powłóczyłem się po mieście, a kilometry przybywały bardzo opornie, parę bardzo krótkich pętli i pomyślałem, że pojadę na największe rondo w okolicy i troszkę powiruję. Zostało 1,5km do celu więc jeszcze jedna pętla i dom. W nagrodę uzyskałem 100,79km.
Szczęśliwy i usatysfakcjonowany wracam do domu, biorę szybką kąpiel, jem jakaś kolacyjkę i idę spać. Dzień uważam za bardzo udany.

Podsumowując, wyprawa bardzo przyjemna w pewnym momencie dosyć niebezpieczna, ale na pewno udana. Sam organizm przyjął to bardzo dobrze, ani raz nie złapałem zadyszki, a na mecie nie czułem zmęczenia i czułem się na siłach, żeby jechać dalej.

CAD avg do Cieszyna 87
CAD avg całej wyprawy 66 (Prowadzenie roweru bardzo zaniżyło średnią)




Dane wyjazdu:
7.03 km 0.00 km teren
00:17 h 24.81 km/h:
Maks. pr.:42.69 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Rozgrzewka przed Cieszynem

Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 17.03.2012 | Komentarze 0

Dzisiaj w planach mam wyprawę do Cieszyna, niby nic wielkiego, ale pierwszy raz w sezonie będę jechać dłużej niż 1,5h. Zobaczę jak organizm na to zareaguje. W związku z tym wszystkie dzisiejsze sprawy na mieście załatwiałem z pomocą roweru i wyszła tego mini rozgrzewka. Pogoda była bardzo przyjemna i wszystko poszło sprawnie.

CAD avg 84




Dane wyjazdu:
17.73 km 0.00 km teren
00:43 h 24.74 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura:17.3
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Runda po okolicach

Piątek, 16 marca 2012 · dodano: 16.03.2012 | Komentarze 0

Z racji ładnej pogody wślizgałem się w ciuch i wskoczyłem na rower. Planowałem ok. 40km wyjazd lecz ze względu na zbyt ciepły ubiór zacząłem się gotować już po chwili i po niecałych 18km wróciłem do domu.

CAD avg 82




Dane wyjazdu:
28.35 km 0.00 km teren
01:16 h 22.38 km/h:
Maks. pr.:45.49 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

SKURCZysyn na 102

Sobota, 10 marca 2012 · dodano: 10.03.2012 | Komentarze 0

Ostatnia tego dnia wyprawa miała być prostym i przyjemnym uwieńczeniem zakup nowego roweru. Celem było przekroczyć 100km, utrzymać kadencję w okolicy 90, średnią prędkość ok. 25km/h i zejść poniżej 50minut, nic wygórowanego lecz coś poszło nie tak. Tylko co? Tytuł wpisu podpowiada, że był to skurcz. Dopadł mnie po jakiś 7km mojej podróży i kompletnie nie wiedziałem co mam zrobić, był to pierwszy taki przypadek podczas jazdy na rowerze, jedyne skurcze jakie mnie łapały "witały mnie" w godzinach nocnych.
Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to "Co teraz zrobić? Jechać dalej czy się zatrzymać?". Odpowiedź przyszła szybciej niż się wydawało po paru obrotach korbą skurcz stał się na tyle mocny, że nie mogłem jechać dalej, a nawet z trudnością wypiłem się z SPD. Jakoś się udało, stoję w miejscu z nogą tak przykurczoną, że nie byłem w stanie zsiąść z machiny. Podciągnąłem palce do góry, troszkę pomasowało i popuściło na tyle, że mogłem w stanie pedałować. Po parudziesięciu metrach czuję, że znowu się zaczyna więc obniżam kadencję, przerzutka do minimum i toczę się w stronę zapory gdzie znajdują się ławki. Po 3km upragnione zejście z roweru masaż łydki i oczekiwanie, aż całkowicie przestanie boleć. Gdy wszystko wydawało się OK ostrożnie zacząłem kontynuować jazdę, jednak po 10m to samo, ponownie masaż odpoczynek i tak jeszcze 2 razy. W końcu się udało i mogłem jechać. Pedałowałem bardzo ostrożnie, gdyż dalej czułem zajście, a na dodatek dołączyła się druga łydka. Mniej więcej 10km przed celem wszystko zaczęło wracać do normy i moja prędkość wzrosłą do ok. 22km/h.
Dojeżdżając pod dom spojrzałem na licznik i zobaczyłem 97,12km, ale pomyślałem "Nie dam się zesram się" i zrobiłem parę bardzo krótkich pętli, żeby "wskoczył" trzycyfrowy dystans.

Tak potencjalnie prosta i przyjemna przejażdżka zmieniła się wyprawę o przetrwanie, rekord okrążenia w bardzo długa tułaczkę, jedynie ze względu na początkową prędkość średnią nie było tragicznie. Komfort psychiczny diametralnie zmalał do tego stopnia, że miałem ochotę usiąść na trawię i już tam zostać.

Jednak gdy wróciłem do domu poczułem ulgę i satysfakcje w końcu przekroczyłem pierwszą setkę na nowym rowerze. Co było przyczyną skurczu, nie wiem, ale mam nadzieję, że już się nigdy nie powtórzy.

CAD avg 81