Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dromik z miasteczka Czechowice-Dziedzice. Mam przejechane 1023.46 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.61 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

RowerowePodbeskidzie.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dromik.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
100.79 km 0.00 km teren
05:26 h 18.55 km/h:
Maks. pr.:60.91 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Jednorazowa setka

Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 18.03.2012 | Komentarze 1

Pierwsza tego sezonu 100km wyprawa celem był Cieszyn, a dokładnie braterska przysługa. Paręnaście dni temu brat poprosił mnie, żebym wskoczył w pociąg i przewiózł mu parę rzeczy. Sprawdzam rozkład i troszkę się rozczarowałem częstotliwością kursów. Chwila zastanowienia i telefon z odpowiedzią, że dzisiaj nici z przyjazdu, ale jak się zrobi pogoda to wskakuje na rower i jadę. Jak pomyślałem tak się stało. Na początku nie byłem pewien czy podjąłem dobrą decyzję, bo nie przekroczyłem jeszcze w tym sezonie 30km i zawsze byłem po tym zmęczony (planowana długość trasy do Cieszyna to ok 75km).
No nic najwyżej będę się toczyć cały dzień 10km/h. Przy okazji zmalałem sobie kompana do podróży.

DZIEŃ WYPRAWY
Czas się przygotować do wyprawy więc pierwsze co zrobiłem to zjadłem pożywne śniadanie. Następnie zrobiłem przejażdżkę po mieście. Dalej szybka wyprawa do sklepu po wodę, jakiegoś izotonika i coś czekoladowego. Spoglądam na zegarek "O cholera jak późno!". Szybko wskakuje po ciuch i jazda po kolegę, z trudnością zapakowaliśmy wszystko do sakwy i w drogę. Słoneczko świeciło, na początek tempo ok. 30km/h, pierwszy bardzo delikatny, ale dosyć długi zjazd i top speed na rowerze 52,4km/h. Po paru kilometrach spoglądamy na mapę i toczymy się dalej, troszkę wolniejszym tempem, żeby się nie wypalić. Droga mija dosyć szybko i bez większych problemów. Co jakiś czas krótki podjazd i zjazd. Wjeżdżamy do Skoczowa przemykamy przez centrum, a tu nagle naszym oczom ukazuję się wielki i stromy podjazd który z naszej perspektywy wygląda jak pionowa ściana. Myślę sobie "Pewnie podjedziemy i potem to już się nie powtórzy". Na samym szczycie pojawia się podobny pejzaż, a za 4 razem uświadomiłem sobie, że przecież wybrałem się w regularne góry. Podjazdy były konkretne chociaż każdy udało mi się zdobyć. Na szczęście po każdym wjeździe jest zjazd gdzie można było bez najmniejszego wysiłku przekroczyć 55km/h. Jednak jedna górna była bardzo wyczerpująca, wydawało się, że nie ma końca. W nagrodę za wytrwałość otrzymałem po tym opad na którym mogłem w spokojny i bezpieczny sposób mykać z zacną prędkością. Osiągnąłem na nim 60,91km/h przy 112 obrotach na dużej tarczy i 7 zębatce tyłu (przepraszam na tak lakoniczne parametry, ale nie znam dokładnych przełożeń kasety) prędkość mogła być jeszcze większa, ale rozsądek i fałdy które zaczęły się pojawiać od połowy drogi wymusiły na mnie zwolnienie. Cała seria podjazdów trwała od Skoczowa do Cieszyna, ani 1km po płaskim. W końcu dotoczyliśmy się do celu z bardzo przyzwoitym czasem, przynajmniej jak na moje możliwości, mianowicie niecałe 2h. Krótki odpoczynek u brata i wypad na rynek w Cieszynie po obu stronach granicy. Pokręciliśmy się tam jakiś czas (jak się potem okazało za długo) i ruszyliśmy w drogę powrotną. Przed nami ponownie seria podjazdów, niestety tym razem niektóre kawałki na piechotę. Gdzieś po 10km usiedliśmy na przystanku przywdzialiśmy się w cieplejsze ubrania i ujrzeliśmy bardzo niepokojącą rzecz, słońce znajdujące się bardzo nisko, a ja jestem bez lampki. Zanim dojechaliśmy do Skoczowa było już prawie ciemno. Gdy wjechaliśmy na "wioski" noc całkowita więc Krzysiek wpina czerwone światło na tył, wyciąga przód, a tu niespodzianka, nie świeci. Okazało się, że lampka jest ze starymi bateriami. Zmartwił mnie fakt 40km przeprawy absolutnie bez światła. Początkowo ratowały nas latarnie, ale potem była wąska droga pomiędzy polami niewyposażona w jakiekolwiek źródło fali świetlnych. Rozpoczęła się dosyć niebezpieczna część wycieczki. Droga była praktycznie nie widoczna, tak samo jak my oraz dziury. Na szczęście miałem dużo odblasków na ubraniach. Wypatrywaliśmy każdy samochód i staraliśmy się dawać znak, że jesteśmy na drodze. Na wysokości Landku było najgorzej. Gęste drzewa bardzo blisko drogi, zero gwiazd i spory ruch samochodów. Zwolniliśmy do ok. 15km/h i staraliśmy się jak najszybciej dotrzeć do domu. Część przejechaliśmy, a bardziej niebezpieczne miejsca przeszliśmy. Kawałem przed domem zaczęliśmy tracić chęć do jazdy? jeżeli w ogóle można to tak nazwać. Każda latarnia była "światełkiem nadziei" i motywacją do dalszej jazdy. W końcu dojazd do cywilizacji rzędy latarni i powróciło początkowe tempo jazdy. Jestem pod domem spoglądam na licznik, a tu ok. 92km, no cóż wypadało by się zebrać w sobie i dokręcić do 3 cyfrowego wyniku. Dzwonie po kolegę z którym pożegnałem się dosłownie parę sekund temu, żeby na mnie poczekał i odprowadzę go do domu. Po krótkiej jeździe przybyło tylko parę kilometrów. No nic jadę dalej, powłóczyłem się po mieście, a kilometry przybywały bardzo opornie, parę bardzo krótkich pętli i pomyślałem, że pojadę na największe rondo w okolicy i troszkę powiruję. Zostało 1,5km do celu więc jeszcze jedna pętla i dom. W nagrodę uzyskałem 100,79km.
Szczęśliwy i usatysfakcjonowany wracam do domu, biorę szybką kąpiel, jem jakaś kolacyjkę i idę spać. Dzień uważam za bardzo udany.

Podsumowując, wyprawa bardzo przyjemna w pewnym momencie dosyć niebezpieczna, ale na pewno udana. Sam organizm przyjął to bardzo dobrze, ani raz nie złapałem zadyszki, a na mecie nie czułem zmęczenia i czułem się na siłach, żeby jechać dalej.

CAD avg do Cieszyna 87
CAD avg całej wyprawy 66 (Prowadzenie roweru bardzo zaniżyło średnią)





Komentarze
pawelwafel
| 20:33 niedziela, 18 marca 2012 | linkuj No proszę, a miało być 70km tylko. Gratuluję pierwszej setki w tym roku ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa oczyc
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]